sobota, 31 stycznia 2009
Poszukiwacze Zaginionej Flaszy
- Nie narzekaj, Chewie. Wiem, że te sery śmierdzą. Lepiej sprawdź na niższej półce; w tej lodówce musi być jeszcze jedna butelka piwa!
Powidokówki
Jeszcze trochę remanentów polondyńskich. Jadąc wczoraj wieczorem z lotniska w Ankarze zrobiło mi się nieco smutno, że już nie będę mógł sobie pójść na chińskie lub tajskie żarcie do Soho (eat as much as you can for just £5), ani po komiksy i figurki do "Forbidden Planet", ani do National Gallery odwiedzić Moroniego i Holbeina, ani choćby pospacerować sobie nad Tamizą.
W Ankarze nie ma nawet rzeki, o pozostałych wyżej wymienionych rzeczach nie wspominając...
Taki lajf.
piątek, 30 stycznia 2009
wtorek, 27 stycznia 2009
poniedziałek, 26 stycznia 2009
niedziela, 25 stycznia 2009
sobota, 24 stycznia 2009
czwartek, 22 stycznia 2009
wtorek, 20 stycznia 2009
Papuga, która powiedziała "miau"
Kiedy ostatnim razem byliśmy z Żoną w Stambule, zatrzymaliśmy się w Hotelu Büyük Londra, który jest w pewnym sensie odpowiednikiem Grand Hotelu w Sopocie - nie tyle może ze względu na rozmiar, ale na tradycję i poczet znakomitych gości, którzy się w nim zatrzymywali. Oprócz bohaterów "Morderstwa w Orient-Expresie", nocował tam też podobno Papa Hemingway.
W każdym razie, drugiego dnia pobytu siedziałem w hotelowym lobby czekając na znajomych, z którymi byliśmy umówieni, popijałem herbatkę i przeglądałem jakiś magazyn leżący na stoliku; magazyn był po turecku, więc nie rozumiałem ani słowa, ale było w nim dużo ładnych zdjęć, więc przynajmniej było na czym oko zawiesić. W pewnym momencie usłyszałem dobiegające zza pobliskiej zasłony miauczenie, co w tureckich hotelach nie jest niczym specjalnym, bo Turcy to znani kociarze i te ich sierściuchy pałętają się dosłownie wszędzie. Jednakowoż miauczenie nagle przeszło w gwizdanie, jakim zazwyczaj okazuje się aprobatę dla przyjemnej powierzchowności płci przeciwnej, a potem rozległo się wyraźne, choć nieco ochrypłe "Hallo". Zajrzałem za kotarę i na parapecie zobaczyłem tego oto jegomościa:
Przypomniało mi się opowiadanie Raya Bradburego The Parrot Who Met Papa, o papudze, która wysłuchiwała długich, pijackich monologów Hemingwaya w czasach jego pobytu na Kubie i naturalnie co do słowa je zapamiętała. Biorąc pod uwagę długowieczność tych ptaszysk, ta papuga ze Stambułu też mogła poznać Papę, ale jeśli nawet, to nie dała po sobie nic poznać. Nie powiedziała niestety niczego w rodzaju: "He was an old man who fished alone in a skiff in the Gulf Stream and he had gone eighty-four days now without taking a fish", tylko miauczała i pogwizdywała obscenicznie. Durny ptak.
poniedziałek, 19 stycznia 2009
niedziela, 18 stycznia 2009
Port na końcu świata
Ilustracja dla magazynu "Nasze Morze" do comiesięcznego opowiadania Andrzeja Perepeczki z cyklu "Opowieści z Mórz Popołudniowych".
Historię, do której przygotowałem powyższy obrazek dałoby się streścić mniej więcej tak: "Pływaliśmy od dłuższego czasu po Morzu Południowochińskim i powoli zaczynaliśmy mieć tego dość. W końcu wylądowaliśmy w jakimś obskurnym porcie na jeszcze bardziej obskurnej wyspie, gdzie w oczekiwaniu na załadunek rudy żelaza przesiadywaliśmy całymi dniami w tamtejszej knajpie, pijąc różne podejrzane trunki pędzone z bananów i jedząc smażony drób. W końcu statek był gotowy do wyjścia w morze i szczęśliwie okazało się, że bierzemy kurs na Europę. Koniec."
Jak widać, fabuła może niezupełnie jak z Conrada albo Londona, ale jeśli ktoś miał okazję słuchać gawęd starego i wytrawnego marynarza, to wie, że taki typ nawet o porannym myciu zębów potrafi opowiadać barwnie i zajmująco.
sobota, 17 stycznia 2009
piątek, 16 stycznia 2009
Święci Pańscy
Jako zakamieniały bezbożnik i antyklerykał, nader rzadko poruszam w swoich obrazkach tematykę religijną, a tu tymczasem ostatnio przyszło mi namalować aż dwóch świętych na prezent dla znajomych, którym w zeszłym roku urodziły się bliźnięta:
Franek...
Nb. o ile Świętemu Franciszkowi z Asyżu nigdy nie miałem nic do zarzucenia, ba, przeciwnie, te jego wszystkie ekologiczno-socjalistyczno-utopijne ciągoty zaskarbiły mu moją głęboką sympatię, o tyle ze Świętym Stanisławem ze Szczepanowa miałem problem. Im więcej, w ramach niezbędnego riserczu, o nim czytałem, tym bardziej dochodziłem do przekonania, że polski kler już tysiąc lat temu był dokładnie taki sam, jak teraz - pazerny, pokrętny i mieszający się do polityki państwa. W połowie roboty zacząłem żałować, że jednak nie zdecydowałem się na Świętego Stanisława Kostkę, który, oprócz tego, że był jezuitą, nic specjalnego nie przeskrobał.
Suszonki
To atramentowe to chyba suszone bakłażany, a to zielono czerwone - zapewne papryki. Prawdę mówiąc, o ile bez większego problemu znalazłbym w kuchni zastosowanie dla suszonej papryki, grzybów, albo pomidorów, to nie mam zupełnie pojęcia, co mógłbym zrobić z suszonymi bakłażanami.
Oprócz powieszenia ich na ścianie dla ozdoby, bo ładnie wyglądają.
środa, 14 stycznia 2009
wtorek, 13 stycznia 2009
poniedziałek, 12 stycznia 2009
niedziela, 11 stycznia 2009
Mustaszystan
W Turcji dobrze jest mieć wąsy, zwłaszcza jeśli ktoś sprawuje, bądź ubiega się o wysokie stanowisko państwowe. Premier Erdoğan, na przykład, ma wąsy, prezydent Gül ma wąsy, Brad Pitt też ma wąsy, chociaż on akurat nie jest Turkiem, ani nawet nie mieszka w Turcji, ale że boh trojcu ljubit, więc go też uwzględniłem.
piątek, 9 stycznia 2009
Sierściuchy z Ulusu
Mimo, że Ulus to dzielnica Ankary, kocury wcale nie wyglądały na koty angorskie, jak można by było oczekiwać. Generalnie to były takie menele ze stołecznych slumsów, ale pozowały bardzo grzecznie i nawet nie zażądały napiwku.