poniedziałek, 28 czerwca 2010

Ach, co widzę, tu śniadanie!




Le déjeuner sur l'herbe. Merci à tous!

piątek, 25 czerwca 2010

wtorek, 22 czerwca 2010

poniedziałek, 21 czerwca 2010

niedziela, 20 czerwca 2010

Migawki z terenu

Być może część p.t. Czytelników i Oglądaczy już wie, że od dwóch tygodni jestem na wakacjach w Polsce. Zazwyczaj można mnie spotkać w moim rodzinnym Trójmieście, głównie w Sopocie, ale cały ubiegły tydzień spędziłem na kolejowych peregrynacjach po Polsce - najpierw do Warszawy, gdzie miałem do odebrania nagrodę (nb. pierwszą) za pewien obrazek, na który prześwietne jury spojrzało łaskawym okiem, a potem do Gliwic, w odwiedziny do Siostry, Szwagra i Siostrzeńca.

Oto przygarść widoczków, zebranych w myśl tezy zaczerpniętej od Seymoura Chwasta:



Tall City,



Wide Country...

PS. Naprawdę bardzo mi głupio, że blog jest ostatnio przeze mnie traktowany tak po macoszemu. Podróże to oczywiście zawsze jakieś tam usprawiedliwienie, no ale mimo wszystko - wstyd. I pomyśleć, że kiedyś wrzucałem nowe posty codziennie...

wtorek, 8 czerwca 2010

Wielki pesymista

Jak dla mnie ten obrazek jest już skończony, ale klient, który zamówił u mnie serię portretów sławnych Gdańszczan, chce, żebym dodał jeszcze jakieś charakterystyczne elementy związane z Schopenhauerem. Ponieważ nie bardzo podoba mi się pomysł z piórem i kałamarzem polatującym nad głową delikwenta, wymyśliłem, że nieźle wyglądałby np. rękopis w tle. Czy ktoś ma może próbkę ręcznego pisma tego pana w dużej rozdzielczości? Za każdą pomoc bedę niezmiernie wdzięczny, bo w internecie nic sensownego nie mogę znaleźć. Takoż, potrzebowałbym rysunku Guntera Grassa przedstawiającego Oskara Matzeratha z jego blaszanym bębenkiem...
Edit: Serdecznie dziękuję panu Adamowi Opyrchalowi za podanie mi pomocnej dłoni i podesłanie linka do strony z całą masą manuskryptów Schopenhauera w takiej rozdzielczości, że aż mi się w głowie zakręciło. Bajka po prostu.
Jednak, tytułowi posta wbrew, warto być
mimo wszystko optymistą i wierzyć w ludzką życzliwość...

Dopisek z 22. 06. 2010: Tak wygląda poprawiona wersja. Może i ładniej nawet...

sobota, 5 czerwca 2010

czwartek, 3 czerwca 2010

Hüzün

Orhan Pamuk w swojej książce o Stambule wprowadza hüzün jako pojęcie typowe dla tego miasta, kluczowe dla ogarnięcia jego specyfiki, i nierozerwalnie z nim związane. Hüzün znaczy dosłownie "smutek, melancholia", ale według tureckiego noblisty kwestia jest dużo bardziej zawiła; na blisko pięciuset stronach snuje on ("snuje" to nota bene słowo, które akurat dość dobrze oddaje ogół wrażeń towarzyszących tej lekturze) rozważania na temat tego czym właściwie stambulski hüzün jest i czym różni się od pokrewnych pojęć jak tristesse, spleen czy Weltschmerz.
Nie czuję się na siłach, żeby naświetlić w tym miejscu wszystkie subtelne odcienie znaczeń tego słowa, tym bardziej, że zrobił to już Pamuk, do którego wszystkich zainteresowanych (i wytrzymałych) odsyłam. W dużym, bardzo dużym i mocno niezdarnym uogólnieniu, jest to ten nieuchwytny rodzaj smutku, który ogarnia mieszkańca Stambułu patrzącego na sypiące się resztki ruin wspaniałych budowli, na materialną nędzę ciężko pracujących mieszkańców biednych przedmieść, na żałosne pozostałości dawnego imperium, na ogólny rozpad, zgniliznę i powolną, monotonną degrengoladę. Jest to przy tym doznanie raczej kolektywne niż indywidualne - według Pamuka
"smutek Stambułu [...] jest czymś, co ludzie przeżywają wspólnie i wspólnie też afirmują".

Dla turysty, przyjeżdżającego do metropolii nad Bosforem na kilka zaledwie dni, doświadczenie hüzün jest właściwie niewykonalne, o ile nie został on już wcześniej wprowadzony w odpowiednio smętny nastrój - Stambuł jest bowiem miastem tak ludnym, gwarnym, pstrokatym i męczącym, że jednostki mniej skłonne do euforii i mniej zabawowe ogarnąć może w pewnym momencie raczej jakieś pełne zblazowania otępienie, ponure znużenie albo zgoła zniechęcenie, niż metafizyczny smutek.
Tym niemniej, próbowałem wytropić hüzün na ulicach, w brudnych zaułkach i na wodach Bosforu. Bez specjalnego powodzenia.
Może dlatego, że ja po prostu nie kupuję za bardzo tej rozwodnionej prozy Orhana Pamuka. To jednak smęciarz straszny jest.

środa, 2 czerwca 2010

Widokówki znad Bosforu

Blog został przeze mnie ostatnio straszliwie zapuszczony, za co bardzo wszystkich zainteresowanych przepraszam. W ramach mizernego zadośćuczynienia - oto przygarść kiczowatych widoczków ze Stambułu, który ostatnio z Agą odwiedziliśmy. Aga zrobiła więcej zdjęć i w dodatku ciekawszych, ale ona jest ambitna, a ja jakoś tak nie bardzo, w dodatku było bardzo gorąco, a mnie taka pogoda osłabia i jeszcze bardziej niż zwykle rozleniwia. O wiele bardziej interesowało mnie siedzenie w cieniu i przyjmowanie płynów pod postacią rozmaitych napojów chłodzących, niż latanie z wywieszonym jęzorem i cykanie fotek. Wiem, jestem straszny.

Jakiś meczet (jeden z wielu)

Wieża Galata

Hagia Sofia

W drodze na Kadıköy (dawniej Chalcedon)

Jakiś inny meczet