czwartek, 30 lipca 2009

Hardkor

Oto lekki i zdrowy posiłek, na który na swoją zgubę skusiłem się dziś odwiedzając Jarmark Dominikański (jak nisko jeszcze upadnę, zanim ten urlop się skończy?)

Alternatywą była golonka, bigos, karkówka, pieczona kiełbacha i temu podobne specjały. Chyba niczego poza takim "chłopskim jadłem" w żadnym z (licznych nawet) jarmarkowych punktów gastronomicznych nie oferowano. Wydawało mi się, że taka pajda wiejskiego chleba ze smalcem, cebulą i ogórkiem, popchnięta małym piwkiem jeszcze mieści się w granicach moich możliwości. Źle mi się wydawało.

Aj, moja wątroba.

środa, 29 lipca 2009

Przykra konstatacja

Obcyndalanie się sprawia jednak największą przyjemność, kiedy ma się dużo pilnej roboty na karku.

Natomiast kiedy wszystkie zaległe chałtury zostały już obskoczone i można się obijać bez ograniczeń...

...okazuje się, że jest to zajęcie nudne, żmudne i męczące.

poniedziałek, 27 lipca 2009

Śruba

Tytuł posta w zestawieniu z obrazkiem może budzić pewną konfuzję, ale jest to po prostu tytuł kolejnego odcinka memuarów dzielnego matrosa Perepeczki, do którego powyższa akwarelka stanowi ilustrację.
Tym razem osią akcji była usterka śruby okrętu, na którym młodziutki wówczas narrator zdobywał swe marynarskie szlify. Aby rzeczoną śrubę naprawić, należało wydobyć ją nad powierzchnię wody, a aby tak się stało, należało wpierw odpowiednio przechylić statek, zwiększając zanurzenie części dziobowej (co nieuchronnie prowadzi do wynurzenia części rufowej, gdzie znajdowała się właśnie owa śruba, nieprawdaż).

Obowiązkiem dokonania stosownych obliczeń (nie można przecież tak sobie na oko przepompowywać zawartości zbiorników, opróżniać ładowni, zatapiać komór łańcuchowych i forpeaków, czymkolwiek by te ostanie nie były) obarczony został starszy oficer, czyli według marynarskiej terminologii chief mate. Chief mate, jako moriak stary i wytrawny, aczkolwiek żywiący wrodzoną niechęć do teorii, scedował ten uciążliwy obowiązek na świeżo upieczonego absolwenta Akademii Morskiej w osobie, rzecz jasna, A. Perepeczki. Sam zaś... ale tu oddajmy głos autorowi:

- Masz tu i licz a ja skoczę po pomoce naukowe – ucieszył się chief nie dając mi dojść do głosu i wybiegł z kabiny zostawiając mnie samotnego, oszołomionego i całkowicie zdezorientowanego.

Wrócił zresztą po paru zaledwie minutach.

- No, teraz to ZROBIMY wszystko raz, dwa – wtaskał do kabiny karton piwa, zwalił się na kanapkę, zsunął na tył głowy mocno już sfatygowaną czapkę z emblematem jakiejś angielskiej kompanii, z którą się nigdy nie rozstawał i nawet podejrzewałem, że w niej sypiał, otworzył pierwszą butelkę, wychylił ją duszkiem po czym łaskawszym gestem podał mi drugą.

Najwięcej kłopotu sprawiła mi ta czapka z emblematem "jakiejś angielskiej kompanii". - kompletnie nie miałem (i zresztą nadal nie mam) pojęcia, jak też ona mogła wyglądać. Koniec końców narysowałem czapkę używaną w brytyjskiej Navy podczas II wojny światowej, i w dodatku, w sposób skrajnie idiotyczny, ozdobiłem ją nazwą Kompanii Wschodnioindyjskiej, za nic sobie mając całkowity brak sensu i wierności historycznej takiego zabiegu. Wyobrażam sobie, jak pienić się muszą niektórzy purystyczni czytelnicy magazynu "Nasze Morze", widząc tak monstrualne błędy rzeczowe w moich ilustracjach...
Ja bym się spienił na pewno, gdybym się na marynistyce choć trochę znał.

niedziela, 26 lipca 2009

czwartek, 23 lipca 2009

Pieskiem

Aczkolwiek osobiście wolałbym na pieska...

środa, 22 lipca 2009

Escargots à la Bourguignonne

Je vais manger.

Je mange.
 
J'ai mangé.

wtorek, 21 lipca 2009

Goście

- Stefan, zajrzyj, czy już wstał.

- Niee, chyba jeszcze odsypia.

sobota, 18 lipca 2009

The End

Wczoraj około 9:30 rano ostatecznie skończyłem kolorowanie Ameryki. Finałowa zabawa z nowojorskim wykrojnikiem na trzy rozkładówki była zabójcza i ciągnęła się dwa dni i dwie noce, ale w sumie wszystko dobre, co się dobrze kończy. Myślę, że książeczka nie będzie brzydka, mimo wszystkich brzydkich słów, jakie wywrzeszczałem, wysyczałem, wyjęczałem i wycharczałem podczas pracy nad nią.
Na deser - jeszcze raz Audrey/Holly i Woody - tym razem w kolorze i z kawałeczkiem Manhattanu w tle.

Zaczynam wreszcie urlop.

środa, 15 lipca 2009

Film klasy B

Tak to widzi szary widz...

A tak wygląda "the making of". Naturalnie teraz są bluescreeny, czy co tam jeszcze, ale dla potrzeb książki narysowałem klasyczne dekoracje z dykty i płótna.
Tę ilustrację poprzedza przezroczysta kalka, na której nadrukowana będzie widoczna na pierwszym obrazku sala kinowa (i dołożony w postprodukcji Obcy - tu złagodzony ad usum delphini).

poniedziałek, 13 lipca 2009

Mother Road

Well if you ever plan to motor west
Travel my way

Take the highway that's the best

Get your kicks on Route 66


Well it winds from Chicago
To LA
More than two thousand miles

All the way

Get your kicks on Route 66


Well it goes to St. Louis

Down to Missouri

Oklahoma City looks oh so pretty
You'll see Amarillo

Gallup, New Mexico

Flagstaff, Arizona
Don't forget Winona
Kingman, Barstow, San Bernardino


If you get hip to this kind of trip

And go take that California trip

Get your kicks on Route 66

niedziela, 12 lipca 2009

Precolumbiana

Piramida Majów

Teotihuacan

Aztecki wojownik

Czy ktoś wie jaka jest liczba pojedyncza od rzeczownika "Majowie"?
Maj? Majo?
A kobieta to może Maja? Czy Majka?
Polska język trudna język.

piątek, 10 lipca 2009

Atrakcje turystyczne

Aspen, Colorado

Santa Fe, New Mexico

Golden, Colorado

czwartek, 9 lipca 2009

Góry Skaliste

Bielik amerykański, orzeł przedni, kozioł śnieżny, puma, świstaki, pręgowiec i baribal. Spęd bydła na rancho. Zapomniałem o owcach. Szlag.

środa, 8 lipca 2009

Holly & Woody

Dzisiaj nad ranem skończyłem ostatni czarno-biały szkic do książki o Ameryce Północnej. Zostało jeszcze pokolorowanie tego wszystkiego. Uff.
Ostatnią rozkładówką, nad którą pracowałem, była panorama Nowego Jorku. Pośród multikulturowej i wieloetnicznej mieszanki zaludniającej Wielkie Jabłko umieściłem dwie nowojorskie ikony - Holly Golightly (a.k.a. Audrey Hepburn) i Woody'ego Allena. Dzieci pewnie nie załapią, co to za ludzie, ale może chociaż niektórzy rodzice... Miałem silną pokusę, żeby narysować też Travisa Bickle, ale to chyba nie byłby dobry pomysł tym razem.

niedziela, 5 lipca 2009

Płyną, płyną




W przerwie między Gossip, Duffy, Mobym i Emilianą Torrini, a Lily Allen, Kings of Leon, Placebo i The Ting Tings wlazłem na dach, żeby rzucić okiem na paradę żaglowców.
Słyszałem chyba kiedyś taką piosenkę o fajnym biuście pod pełnymi żaglami, ale niewykluczone, że coś mi się pokręciło. A, już wiem, to wcale nie była piosenka, tylko sztuka:

Wchodzi Marta z służącym Piotrem

ROMEO na widok Marty
Spójrzcie, jaka majestatyczna fregata.

MERKUCJO
Pod bardzo wydętymi żaglami.

BENVOLIO
Dwie fregaty, damska i męska - tu wydyma się stanik, a tam koszula na brzuchu.

William Shakespeare, Romeo i Julia, akt 2 scena 4; tłum. Stanisław Barańczak

piątek, 3 lipca 2009

Hell, yeah.

Nieważne, jak dużo mam pracy. Nieważne, jak mało czasu. Idę.

środa, 1 lipca 2009

Il Turco in Polonia

Anıl to mój były student z Bilkentu, który przyjechał do Gdańska na praktykę do jednej z tutejszych agencji graficznych. Odebrałem go dzisiaj z lotniska i odeskortowałem do jego ubogiej izdebki w akademiku ASP.
Widok z okna chłopina ma całkiem niebrzydki...  
     
...ale taka pogoda w lecie musi być dla Anatolijczyka szokiem. Nie pomyślał, żeby wziąć z sobą parasol...