poniedziałek, 27 maja 2013

Tymczasem w Ankarze

 Przeszło tydzień temu (rany, ależ ja mam refleks) na Targach Książki w Warszawie miała miejsce premiera książki Kolorowe Miasta / Coloured Cities wydanej przez IllustrateYourself.com Gallery i Tashka Publishing, w której nieoceniony Jakub Mazerant zebrał prace czternastu ilustratorów poświęcone zamieszkiwanym przez nich miastom.
Znalazłem się w tym znamienitym gronie i ja ze swoją brzydką i nudną Ankarą. Ilustracje są czarno-białe, ponieważ Kolorowe Miasta to książka do kolorowania, tytuł jest zatem cokolwiek przewrotny.

Bazar na Ulusie; na pierwszym planie sprzedawca kuruyem, czyli wszelkiego rodzaju orzeszków, suszonych owoców i innych podgryzaków.

 Wewnętrzny dziedziniec uluskiej cytadeli.Niektóre z postaci przechadzających się po murach mają swoje odpowiedniki w rzeczywistości.

Okolice Sıhhiye i Kızılay. Sprzedawca simitów, czyli obwarzanków z sezamem i ciąg dolmuşy, podstawowego środka komunikacji w Ankarze. Ten dolmuş w środku jedzie na Bilkent, więc za dwa liry mogę się nim zabrać z centrum do domu.

Muzeum Cywilizacji Anatolijskich, znajdujące się w budynku zabytkowego hamamu, czyli tureckiej łaźni. zdecydowanie najbardziej godne zwiedzenia miejsce w Stolicy. Niestety, żeby nie było za słodko, od dwóch lat Muzeum przechodzi generalny remont, więc jedynie jedna piąta ekspozycji jest dostępna dla publiczności, przy czym cena biletów bynajmniej nie uległa redukcji.
Tak więc - normalnie jest to wypas, ale dopóki remont się nie skończy - można sobie odpuścić.

piątek, 17 maja 2013

środa, 8 maja 2013

Bejrut na piechotę - część druga

 Kolejna porcja widoczków bejruckich. Gdyby nie napisy po arabsku, można by pomyśleć, że to miasto leży gdzieś na południu Europy, a nie w Lewancie. Nota bene Bejrut bywa nazywany jest "Paryżem Bliskiego Wschodu" i chyba bardziej zasługuje na tę nazwę niż Warszawa, która dumnie i na wyrost tytułuje się "Paryżem Północy"...










środa, 1 maja 2013

Bejrut na piechotę - część pierwsza

Mój pobyt w Bejrucie był tak intensywny i interesujący, ze szkoda mi było czasu na wybieranie i obrabianie zdjęć na bloga, zostawiając to sobie na później, kiedy już wrócę do Ankary. Tak się też stało, więc niniejszym przedstawiam pierwszą partię zdjęć z miasta, w którym się bezwarunkowo zakochałem.
W porównaniu z Bejrutem Ankara ma akurat tyle uroku co koszary skrzyżowane z urzędem skarbowym.





Obok nowych budynków można zobaczyć również te wciąż noszące ślady wojny. Po prawej - ruina Holiday Inn, w którym w 1975 roku znajdowały się gniazda snajperów.



Te budynki z arkadowymi podcieniami to stary suk, obecnie przerobiony na raczej bezduszne centrum handlowe. Przez chwilę miałem wrażenie, że jestem w Bolonii...

CDN.