Jak onegdaj obiecałem - mapa Meksyku (ze szczególnym uwzględnieniem Jukatanu) z majowego numeru National Geographic Traveler.
piątek, 29 czerwca 2012
piątek, 15 czerwca 2012
I cóż, że ze Szwecji?
Z powodu katastrofalnego (nawet jak na mnie) zawalenia pracą wziąłem na jakiś czas urlop w National Geographic, ale w najnowszym numerze NGT można zobaczyć moją mapę Szwecji, którą rysowałem jakiś miesiąc temu. Do kartografii mam nadzieję wrócić dopiero gdzieś w sierpniu, więc przez jakiś czas na blogu nawet tych bidnych mapek nie będzie... A nie, przepraszam. Mam w zanadrzu jeszcze jedną zaległą mapkę z majowego numeru, której zapomniałem tu zaprezentować, więc pewnie niedługo wyjmę ją z zamrażalki i wrzucę tutaj.
Tymczasem - kraj, o którym tyle się naczytałem, a do którego jakoś nigdy nie miałem okazji pojechać. A bardzo chciałbym, zwłaszcza teraz, kiedy temperatura w Ankarze nie schodzi poniżej 30 stopni nawet w nocy, mózg się lasuje z gorąca, a ręce przyklejają do tabletu.
W Sevedstorp w pobliżu Vimmerby znajdują się trzy drewniane, pomalowane na czerwono domki, które były pierwowzorem trzech zagród z pewnej ukochanej przeze mnie (i, jak sądzę, również przez p.t. Czytelników i Oglądaczy) książeczki. W zagrodach tych mieszkała szóstka dzieci, na mapie zmieściła się niestety tylko trójka. Przynajmniej nie rozdzieliłem rodzeństwa...
Na zakończenie: szarmancki łoś (Alces alces).
niedziela, 3 czerwca 2012
Jak co roku - wystawa
Z powodu katorżniczej pracy, której w dalszym ciągu się oddaję, blog leży odłogiem, zaniedbany w sposób absolutnie skandaliczny. Wydarzenie, o którym traktuje niniejszy post miało miejsce dobre dwa tygodnie temu, bo wtedy mniej więcej kończył się na Bilkencie rok akademicki a zaczynała sesja, i wtedy też na ścianach pośpiesznie i niezbyt dokładnie odmalowanej pracowni zawisły prace studentów z kursu projektowania graficznego dla IV roku, który przez ostatnie dwa semestry prowadziliśmy wespół z moją koleżanką Birsu Çeltek.
Jest to zatem post drugiej, jeśli nie trzeciej zgoła świeżości, ale w sumie - lepszy taki, niż żaden.
Tak to wyglądało w całości. Są to prace tylko z pierwszego semestru, bo w semestrze wiosennym te cymbały i lenie nasi studenci pracowali nad tzw. senior projects, czyli z grubsza odpowiednikiem naszych dyplomów. Senior projects notabene miały kilka dni później swoją osobną wystawę, której w całym tym zamieszaniu zapomniałem porządnie udokumentować (no dobra, tak naprawdę nie bardzo mi się chciało, bo i za bardzo nie było warto). Alors - pierwszy semestr. Po prawej stronie można dojrzeć skromnie przycupnięte prace z mojego kursu ilustracji.
Ten piękny plakat sporządziła nasza studentka Cansel Ersoy; wredny wilczek z szaliczkiem to mój ezopowy portret, lisica na szpilkach to analogiczny konterfekt Birsu. Długouche ssaki poniżej to nasi studenci. Mało wyrafinowana symbolika, ale nader adekwatna.
A poniżej wspomniane już prace z kursu ilustracji. Nic nadzwyczajnego, jak sądzę.
Muszę wymyślić jakieś nowe fajne tematy na przyszły rok, bo te mi się już przejadły.
Subskrybuj:
Posty (Atom)