Dzisiaj studenci pracowali nad zadaniem zainspirowanym twórczością jednego z moich ulubionych artystów - Slinkachu.
Zadanie polegało na ustawieniu na terenie kampusu miniaturowych figurek, których używa się w makietach, dioramach i modelach, i zrobieniu im dwóch zdjęć - jednego makro, a drugiego z naszej ludzkiej, gargantuicznej perspektywy.
Figurki takie można było nabyć w pobliskim sklepie papierniczo-plastycznym, aczkolwiek niepomalowane. Żeby dać dobry przykład, sam pomalowałem naprędce dwie (inaczej studenci nigdy by nie uwierzyli, że to jest w ogóle możliwe). Naturalnie nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby podczas przerwy na lunch też nie zrobić swojego małego, skromnego hommage'u dla Slinkachu, mimo wyraźnej dezaprobaty w spojrzeniu Mojej Żony.
Niestety, muszę przyznać, że niektórzy ze studentów mieli zdecydowanie bardziej interesujące i oryginalne pomysły, niż ten powyżej. Co mnie w sumie jednak cieszy, bo przecież tak właśnie powinno być.
Figurki takie można było nabyć w pobliskim sklepie papierniczo-plastycznym, aczkolwiek niepomalowane. Żeby dać dobry przykład, sam pomalowałem naprędce dwie (inaczej studenci nigdy by nie uwierzyli, że to jest w ogóle możliwe). Naturalnie nie mogłem się oprzeć pokusie, żeby podczas przerwy na lunch też nie zrobić swojego małego, skromnego hommage'u dla Slinkachu, mimo wyraźnej dezaprobaty w spojrzeniu Mojej Żony.
Niestety, muszę przyznać, że niektórzy ze studentów mieli zdecydowanie bardziej interesujące i oryginalne pomysły, niż ten powyżej. Co mnie w sumie jednak cieszy, bo przecież tak właśnie powinno być.