poniedziałek, 29 czerwca 2009
niedziela, 28 czerwca 2009
Ludwig Sordo odc.9
Rafał w didaskaliach polecił mi narysowanie w dwóch ostatnich kadrach bohatera przymierzającego okulary tak szałowe, żeby te dwie laski nie mogły się nadziwić, że ten gość może nagle wyglądać niesamowicie seksownie ("słit Dżibus, ten facet jest gorący"). Rafale, Ty chyba nie zakładasz, ze ja mam jakieś pojęcie o modzie?
Jakbyś mnie nie znał, Ziąą.
sobota, 27 czerwca 2009
piątek, 26 czerwca 2009
czwartek, 25 czerwca 2009
środa, 24 czerwca 2009
Toś ty kawał świata zwiedził...
Ilustracja do kolejnego odcinka wspomnieniowych gawęd starego i wytrawnego marynarza Andrzeja Perepeczki.
Tym razem opowiadanie (pod tym samym tytułem, co niniejszy post) ma strukturę szkatułkową; mianowicie, narrator spotyka swoją dawną sympatię ze szkolnych lat, zaprasza ją z miejsca do sopockiego Grand Hotelu na kawę i koniak (pewnie astrachański) i czaruje ją swoimi opowieściami z egzotycznych portów. Sęk w tym, że wszystkie te opowieści są zmyślone, ponieważ nasz dzielny bohater co prawda właśnie wrócił z rejsu po dalekich morzach i oceanach, ale wszystkie wyżej wspomniane bajeczne porty oglądał tak naprawdę tylko z pokładu statku, bo na ogół albo miał akurat wachtę, albo statek zawijał tylko w celu błyskawicznego przeładunku i nie było czasu na zejście na brzeg, albo z powodów politycznych (historia dzieje się w czasach głębokiego Peerelu) nie dawano mu przepustki.
Ale od czego są książki podróżnicze i wyobraźnia, prawda?
Postscriptum: na tym murku w pobliżu Grandu, który widać za oknem, zdarzało się w latach młodości siadywać piszącemu te słowa w miłym towarzystwie kolegów i koleżanek. Nie piliśmy tylko wtedy koniaku, bo koniak był za drogi. Bardzo popularny był natomiast miód pitny "Ziemowit"(23000 starych złotych).
Ale od czego są książki podróżnicze i wyobraźnia, prawda?
Postscriptum: na tym murku w pobliżu Grandu, który widać za oknem, zdarzało się w latach młodości siadywać piszącemu te słowa w miłym towarzystwie kolegów i koleżanek. Nie piliśmy tylko wtedy koniaku, bo koniak był za drogi. Bardzo popularny był natomiast miód pitny "Ziemowit"(23000 starych złotych).
wtorek, 23 czerwca 2009
Nieco bardziej mokro
Dociągnąłem z książeczką dokładnie do tego etapu, do którego chciałem dociągnąć przed wyjazdem do Polski. Jest to dobra wiadomość.
Zła wiadomość jest taka, że zamiast wypocząć na rodzimej glebie będę się na niej męczył nad jeszcze pięcioma rozkładówkami (a właściwie to siedmioma, bo jedna z wykrojnikiem i czort wie czym), które mi zostały. Milusio.
Zła wiadomość jest taka, że zamiast wypocząć na rodzimej glebie będę się na niej męczył nad jeszcze pięcioma rozkładówkami (a właściwie to siedmioma, bo jedna z wykrojnikiem i czort wie czym), które mi zostały. Milusio.
niedziela, 21 czerwca 2009
Scenerie na deszczowe lato
Człowiek rysuje takie rzeczy, a potem się dziwi, że go cały czas suszy. A, zapomniałem; przecież jeszcze jestem w Ankarze, a tu upały po trzydzieści parę stopni i słońce. No tak, to wiele tłumaczy.
sobota, 20 czerwca 2009
piątek, 19 czerwca 2009
czwartek, 18 czerwca 2009
Brr, zimno.
Okładki dla maturszczyków mam z głowy, więc pora wrócić do książeczki o Ameryce. Dzisiaj - Arktyka. Występują: wal grenlandzki, narwal, foka szara, morsy, gęś śnieżna i niedźwiedź polarny...
środa, 17 czerwca 2009
Polska jest kobietą
Ilustracja na okładkę Vademecum Maturzysty. Wiedza o Społeczeństwie.
Kiedy zacząłem wymyślać tę ilustrację, po raz kolejny doszedłem do wniosku, że jesteśmy poszkodowani względem innych, znaczniejszych narodów również w kwestii symboli określających naszą tożsamość. Okazało się, że nie mamy porządnej, ponadczasowej personifikacji naszej, przepraszam za niemodne słowo, ojczyzny. Francuzi mają swoją seksowną Mariannę i gallijskiego koguta, Amerykanie mają Wuja Sama, Rosjanie - niedźwiedzia Miszę, a Brytyjczycy dostojną Britannię. Anglicy dodatkowo są jeszcze lepiej ustawieni, mając do wyboru Johna Bulla i angielskiego buldoga, nie wspominając o lwie Albionu.
Natomiast u nas - bida, panie. Poczciwy bielik obecnie bardziej kojarzy się z logo jedej z najmniej sympatycznych partii politycznych niż z czymkolwiek innym, facecika w krakowskiej rogatywce z pawim piórkiem nigdy nie lubiłem (poza tym - jak z takim Krakusem mają się identyfikować np. Kaszubi czy Ślązacy?), a skrzydlaty huzar na koniu mógłby od biedy robić za symbol Wojska Polskiego, ale nie całego państwa. Wajda w paru swoich filmach pokazywał białego konia w galopie i wtedy wzruszona widownia wiedziała, że reżyser akurat myśli o Polsce, aczkolwiek wolę już tego siwka zostawić panu Andrzejowi, bo poza garstką wykształciuchów oglądających stare filmy nikt by nie zrozumiał cytatu.
Tym bardziej, że, jak wiadomo, Polska jest kobietą i to niekoniecznie Matką Boską. Ateiści też w niej mieszkają i wcale nie mają ochoty być reprezentowani przez postaci kojarzone z religią katolicką (mówię głównie za siebie, ale myślę, że sporo osób by się ze mną zgodziło).
Różni Grottgerowie i Malczewscy malowali swego czasu Mater Polonię, na ogół pod postacią udręczonej kobieciny w żałobie, zakutej w kajdany, ale takie ujęcie tematu jest już jakby na szczęście nieaktualne. Nieco przyjemniej wyglądała Grażyna Szapołowska w Lawie Konwickiego, w biało-czerwonej apetycznie rozchełstanej szacie, ale ona tam robiła de facto za anioła, więc znowu wkraczamy w sferę odniesień religijnych.
Tymczasem ja chciałem narysować Polskę młodą, atrakcyjną, nowoczesną, świecką, otwartą na świat i pokojowo nastawioną względem sąsiadów, a przy okazji będącą częścią Unii Europejskiej.
No więc zrobiłem to, co widać. To, że nie do końca udało mi się zrealizować swoje założenia, i że biedna Polska niestety wygląda jak cokolwiek antypatyczna dziwa, należy położyć na karb albo braku talentu, albo niedostatku patriotyzmu u autora. Albo jednego i drugiego.
Kiedy zacząłem wymyślać tę ilustrację, po raz kolejny doszedłem do wniosku, że jesteśmy poszkodowani względem innych, znaczniejszych narodów również w kwestii symboli określających naszą tożsamość. Okazało się, że nie mamy porządnej, ponadczasowej personifikacji naszej, przepraszam za niemodne słowo, ojczyzny. Francuzi mają swoją seksowną Mariannę i gallijskiego koguta, Amerykanie mają Wuja Sama, Rosjanie - niedźwiedzia Miszę, a Brytyjczycy dostojną Britannię. Anglicy dodatkowo są jeszcze lepiej ustawieni, mając do wyboru Johna Bulla i angielskiego buldoga, nie wspominając o lwie Albionu.
Natomiast u nas - bida, panie. Poczciwy bielik obecnie bardziej kojarzy się z logo jedej z najmniej sympatycznych partii politycznych niż z czymkolwiek innym, facecika w krakowskiej rogatywce z pawim piórkiem nigdy nie lubiłem (poza tym - jak z takim Krakusem mają się identyfikować np. Kaszubi czy Ślązacy?), a skrzydlaty huzar na koniu mógłby od biedy robić za symbol Wojska Polskiego, ale nie całego państwa. Wajda w paru swoich filmach pokazywał białego konia w galopie i wtedy wzruszona widownia wiedziała, że reżyser akurat myśli o Polsce, aczkolwiek wolę już tego siwka zostawić panu Andrzejowi, bo poza garstką wykształciuchów oglądających stare filmy nikt by nie zrozumiał cytatu.
Tym bardziej, że, jak wiadomo, Polska jest kobietą i to niekoniecznie Matką Boską. Ateiści też w niej mieszkają i wcale nie mają ochoty być reprezentowani przez postaci kojarzone z religią katolicką (mówię głównie za siebie, ale myślę, że sporo osób by się ze mną zgodziło).
Różni Grottgerowie i Malczewscy malowali swego czasu Mater Polonię, na ogół pod postacią udręczonej kobieciny w żałobie, zakutej w kajdany, ale takie ujęcie tematu jest już jakby na szczęście nieaktualne. Nieco przyjemniej wyglądała Grażyna Szapołowska w Lawie Konwickiego, w biało-czerwonej apetycznie rozchełstanej szacie, ale ona tam robiła de facto za anioła, więc znowu wkraczamy w sferę odniesień religijnych.
Tymczasem ja chciałem narysować Polskę młodą, atrakcyjną, nowoczesną, świecką, otwartą na świat i pokojowo nastawioną względem sąsiadów, a przy okazji będącą częścią Unii Europejskiej.
No więc zrobiłem to, co widać. To, że nie do końca udało mi się zrealizować swoje założenia, i że biedna Polska niestety wygląda jak cokolwiek antypatyczna dziwa, należy położyć na karb albo braku talentu, albo niedostatku patriotyzmu u autora. Albo jednego i drugiego.
poniedziałek, 15 czerwca 2009
niedziela, 14 czerwca 2009
piątek, 12 czerwca 2009
czwartek, 11 czerwca 2009
Coś mi się pokićkało
Przez to koszmarne spiętrzenie pracy w ciągu ostatnich kilku tygodni zaczynam czuć się jak Pedro Camacho z "Ciotki Julii i Skryby", który dzień w dzień pisał jednocześnie kilka scenariuszy do seriali radiowych, aż w pewnym momencie nie był już w stanie nad tym całym twórczym chaosem zapanować i w końcu z tego wszystkiego zwariował.
Najwyraźniej mnie też zaczęło powoli odbijać, czego najlepszym dowodem jest powyższa ilustracja, przeznaczona na okładkę Vademecum Maturzysty. Język Polski.
Przysięgam, że nie wiem, skąd mi się wziął ten padający śnieg, gdzie się podziały nadwiślańskie wierzby, bociany i dworki, i dlaczego to wszystko jest jakieś takie, cholera, rosyjskie (nawet ten facio podejrzanie przypomina Puszkina).
Może to dlatego, że ostatnio czytam Człowieka w Cieniu Rylskiego? Tam jest sporo o Rosji i mogłem się podświadomie zainspirować.
Tak czy inaczej - kiepsko ze mną.
Najwyraźniej mnie też zaczęło powoli odbijać, czego najlepszym dowodem jest powyższa ilustracja, przeznaczona na okładkę Vademecum Maturzysty. Język Polski.
Przysięgam, że nie wiem, skąd mi się wziął ten padający śnieg, gdzie się podziały nadwiślańskie wierzby, bociany i dworki, i dlaczego to wszystko jest jakieś takie, cholera, rosyjskie (nawet ten facio podejrzanie przypomina Puszkina).
Może to dlatego, że ostatnio czytam Człowieka w Cieniu Rylskiego? Tam jest sporo o Rosji i mogłem się podświadomie zainspirować.
Tak czy inaczej - kiepsko ze mną.
środa, 10 czerwca 2009
wtorek, 9 czerwca 2009
Kanada pachnąca czymś tam, czymś tam
poniedziałek, 8 czerwca 2009
niedziela, 7 czerwca 2009
sobota, 6 czerwca 2009
piątek, 5 czerwca 2009
czwartek, 4 czerwca 2009
środa, 3 czerwca 2009
wtorek, 2 czerwca 2009
poniedziałek, 1 czerwca 2009
Karaiby 2
Rybska (lubią pływać).
Przy okazji chciałbym przeprosić P.T. Czytelników i Oglądaczy za powtarzające się zakłócenia w dotychczasowo codziennym ukazywaniu się postów, ale ekstremalne ciśnienie w pracy zawodowej sprawia, że od jakiegoś czasu doba staje się za krótka właśnie o te parę minut potrzebnych do wystosowania kolejnego wpisu na bloga.
Subskrybuj:
Posty (Atom)