wtorek, 27 kwietnia 2010

Zachowaj czystość

Jestem sobie kosz do śmieci,
Do mnie, do mnie chodźcie, dzieci!

Stoję sobie przy tym świerku,
pełno chciałbym mieć papierków.

W. Broniewski

niedziela, 25 kwietnia 2010

Where the wild things aren't

Poprzedni post, w którym użalałem się na ciężką dolę ilustratora zmagającego się z tyranią redaktorek i przedszkolanek, spotkał się ze zrozumieniem komentatorów, mających, jak mniemam, podobne doświadczenia na polskim rynku wydawniczym. Bardzo dziękuję Wam za słowa wsparcia; mimo wszystko krzepiąca jest myśl, że nie tylko ja uważam, że wydawcy trochę jednak przesadzają z tym mdląco słodkim mli-mli w książeczkach dla dzieci.

Oto kolejny przykład tego, jak czujne są panie cenzurujące moje obrazki i jak bezlitośnie wypunktowują wszystko, co choć troszkę przekracza intensywnością kaszkę mannę na mleku. Poniżej widać szkic przedstawiający dzika i wilka. Ilustracji mają towarzyszyć wierszyki Jana Brzechwy ("Dzik jest dziki, dzik jest zły / dzik ma bardzo ostre kły" itd.), więc pozwoliłem sobie trochę dzikości tych zwierzątek ostrożnie, ale jednak, pokazać:

Naturalnie mowy nie było, żeby taka wersja przeszła przez redaktorsko-przedszkolańskie sito. Z całym szacunkiem dla przedszkolanek, ale jest to chyba grupa zawodowa charakteryzująca się wyjątkowo wysokim poziomem strachliwości. Stanowczo poproszono mnie o usunięcie tych nastroszonych brwi i wyszczerzonych zębów, i w ogóle o podanie wilkowi i dzikowi jakiegoś prozaku czy innego antydepresanta. Efektem tego wszystkiego była kudłata świnka i duży pies o uśmiechu pedofila:

Tak wygląda gotowa ilustracja. Dużo wypchanych zwierząt w pięknych okolicznościach przyrody.
Broń boże, żeby lis zainteresował się zającem, albo wilk sarną. O nie. Tu musi być "przyjaźń między różnymi sprzecznymi zwierzętami" i koniec.

Przez chwilę zastanawiałem się, dlaczego w Polsce nikt jeszcze nie wydał tłumaczenia słynnej książki Maurice Sendaka o Dzikich Stworach. Sprawa jest prosta - ta historia jest zbyt niepedagogiczna, a ilustracje zbyt straszne, żeby można było narazić niewinne polskie dzieci na kontakt z klasykiem, który przez blisko pięćdziesiąt lat sprzedał się na całym świecie w ilości ok. 19 000 000 egzemplarzy.

piątek, 23 kwietnia 2010

Kle, kle, kle

Ja to się chyba nigdy nie nauczę.

Mimo wcześniejszych gniewnych deklaracji znowu dałem się wmanewrować w robienie ilustracji do jakiejś książeczki o walorach edukacyjnych, przeznaczonej tym razem dla trzylatków.
Mam przy pracy nad tym zleceniem pełen asortyment typowych w takiej sytuacji "przyjemności", tzn. rysowanie pod dyktando ("na ilustracji ma być gniazdo bocianów, w gnieździe mama z pisklętami, tata nadlatuje niosąc coś do jedzenia, widać kawałek dachu i jakiś krajobraz w tle," itd.), niekończące się korekty, bo panie redaktorki pospołu z przedszkolankami, na których przeprowadzane są badania fokusowe, ciągle uznają coś za przykre bądź straszne (tata pierwotnie niósł w dziobie żabę, ale za bardzo była chyba podobna do Kermita z Muppet Show, więc poproszono o zamienienie płaza na glizdę, pardon, dżdżownicę) i absurdalnie krótki termin na zrobienie tego wszystkiego. O pieniądzach dżentelmeni podobno publicznie nie rozprawiają. Sapienti sat.

No nic, nie takie rzeczy się wytrzymywało. Trzeba tylko zacisnąć zęby i nie rozmyślać za dużo, po kiego diaska wsiadało się na ten statek.

niedziela, 18 kwietnia 2010

sobota, 17 kwietnia 2010

czwartek, 15 kwietnia 2010

Spacerkiem przez Londyn - część druga

Elephant &Castle

South Bank

Drury Lane

Holborn

Shaftesbury Avenue

Millenium Bridge

środa, 14 kwietnia 2010

Spacerkiem przez Londyn - część pierwsza

West Norwood

Hyde Park

Notting Hill

Soho

Carnaby Street

Trafalgar Square

wtorek, 13 kwietnia 2010

Powrót blogera marnotrawnego

Drodzy Czytelnicy i Oglądacze,

Wypada mi przeprosić za ponad dziesięć dni bez nowych postów, ale, jak być może wiedzą ci, którzy zaglądają, oprócz mojego, również i na bloga Mojej Żony - byliśmy przez ponad tydzień w Londynie na wywczasach w sercu zachodnioeuropejskiej cywilizacji. Wprawdzie miałem ze sobą laptopa i zapewniony regularny dostęp do internetu, ale po całym dniu uganiania się po mieście byłem na ogół tak zmęczony, że nie byłem w stanie wykrzesać z siebie dość energii, ani, szczerze przyznam, chęci, żeby przejrzeć zrobione dopiero co zdjęcia i wybrać coś, co dałoby się tutaj upublicznić.
A zaraz po powrocie też jakoś nie miałem nastroju do blogowych figli, ze zrozumiałych chyba powodów.
Tym niemniej, obiecuję się poprawić, w najbliższym czasie proszę się spodziewać tutaj mniejszej lub większej ilości widoczków z miasta nad Tamizą, a w nieco dalszym - nowości w dziale "życie artystyczne", czyli sukcesywnego wglądu do chałtury, nad którą obecnie się biedzę.

piątek, 2 kwietnia 2010

Wielkanoc, Pascha, Eostur, Beltaine

Którekolwiek z powyższych świąt obchodzicie, bawcie się dobrze!

czwartek, 1 kwietnia 2010

Bez większych nadziei...

... ale kiep byłbym, gdybym poddał się walkowerem. Moje podejście do konkursu na okładkę jubileuszowego numeru Przekroju.