Blog został przeze mnie ostatnio straszliwie zapuszczony, za co bardzo wszystkich zainteresowanych przepraszam. W ramach mizernego zadośćuczynienia - oto przygarść kiczowatych widoczków ze Stambułu, który ostatnio z Agą odwiedziliśmy. Aga zrobiła więcej zdjęć i w dodatku ciekawszych, ale ona jest ambitna, a ja jakoś tak nie bardzo, w dodatku było bardzo gorąco, a mnie taka pogoda osłabia i jeszcze bardziej niż zwykle rozleniwia. O wiele bardziej interesowało mnie siedzenie w cieniu i przyjmowanie płynów pod postacią rozmaitych napojów chłodzących, niż latanie z wywieszonym jęzorem i cykanie fotek. Wiem, jestem straszny.
Witaj na powrot w Ankarze Kapitanie!
OdpowiedzUsuńLadnie Ci wyszlo 3-cie zdjecie od gory. Miesiac temu probowalam zrobic podobne z tego samego miejsca, ale niestety efekt byl kiepski.
Ten meczet na ostatnim zdjeciu to, jesli sie nie myle Süleymaniye, wcale nie jakis tam ;) Zbudowany przez geniusza Sinana i zaprojektowany tak, ze w calosci stoi na zbiornikach z woda, dzieki czemu nie zdolaly go naruszyc trzesienia ziemi nawiedzajace Stambul.
Pozdrowienia.
Ahoj, ahoj!
OdpowiedzUsuńNo proszę, a ja rozróżniam tylko Ayasofyę i od biedy Błękitny Meczet, czyli Sultanahmet Camii, bo jest blisko wzmiankowanej Hagia Sofii (Hagii Sofii? Przeklęta skomplikowana deklinacja wyrazów obcych i nazw własnych...). Ale poza tym, to mi się te wszystkie selatin camileri nakładają. Co jest oczywiście dowodem mojej ignorancji i okcydentalnego szowinizmu...
Glowa do gory! Ja przez dlugi czas, zanim odwiedzilam Stambul, bralam Aye Sofie i Sultanahmet Camii za jedna i ta sama budowle... Wiem, straszny wstyd :-)
OdpowiedzUsuń