piątek, 17 maja 2013

Happiness is a warm gun


Place de l'Etoile, Bejrut

4 komentarze:

  1. No tak, łapy opadają.
    Moje chłopaki niestety też kochają takie zabawy.
    Jednak nadzieja jest, pomyka na różowym rowerku:)

    OdpowiedzUsuń
  2. E, bez przesady. Jak byłem w wieku tego dżentelmena ze zdjęć, to też moją radością i dumą był kowbojski pas ze skaju z parą plastikowych koltów. A każdego lata, jeździłem na wakacje na Podhale, do Ochotnicy, gdzie główną atrakcją był odpust na Matki Boskiej Zielnej, i na tym odpuście tradycyjnie naciągałem Babcię bądź Rodziców na korkowca. I mimo wszystko wyrosłem na pacyfistę, nikogo jakoś nie zabiłem, do polowań czuję głęboką awersję, nawet od służby wojskowej się wymigałem.
    Myślę, że niepotrzebnie się demonizuje tego rodzaju zabawy, do których większość chłopaków ma naturalny pociąg, a z których się w końcu wyrasta, jak z kapsli, łażenia po drzewach i dręczenia much.

    OdpowiedzUsuń
  3. Święte słowa - ale zdjęcia troche bym przykadrował, szczególnie to dolne... ;-)

    OdpowiedzUsuń