środa, 25 listopada 2009

Pierwsza Gwiazdka

Choć do Bożego Narodzenia jeszcze prawie równy miesiąc, Andrzej Perepeczko już dzisiaj zapewnia nam czar wigilijnych opowieści w morskim sosie.
Tym razem dzielny narrator i jego równie dzielna załoga, kończąc rejs dookoła pół świata, toczy dramatyczny wyścig z czasem, by zdążyć zawinąć do macierzystej Gdyni przed Gwiazdką. Niestety, choć marynarzom i kapitanowi nie brakło odwagi, umiejętności i zapału, wskutek wielu niekorzystnych splotów losu Wigilia zastaje ich wśród pięknych niewątpliwie, acz mało przytulnych fiordów Norwegii. Cała załoga ma właśnie zasiąść uroczystej sprokurowanej przez kuka wieczerzy, gdy nagle okazuje się, że nigdzie nie ma Kapitana.
Przyznam się, że w tym momencie lektury oczekiwałem jakiegoś naprawdę mocnego rozwiązania tej sytuacji (na przykład: Kapitan, chcąc sprawić swoim podkomendnym niespodziankę, przebiera się za Świętego Mikołaja, i odurzony flaszą rumu usiłuje wykonać efektowne wejście przez komin kotłowniczy... z łatwym do przewidzenia skutkiem).

Niestety, oczekiwania czytelnika o zwichrowanej wyobraźni swoje, a literatura faktu swoje: kapitan odnajduje się cały i zdrowy na pokładzie nawigacyjnym, gdzie zakutany w kożuch i rozparty wygodnie w leżaku usiłuje wśród szalejącej nad Skandynawią śnieżycy wypatrzyć pierwszą gwiazdkę. Jak widać na powyższej ilustracji - w końcu dopina swego.

8 komentarzy:

  1. Śliczna i trochę groźna zimowa sceneria. Nastrój x-masowy uchwycony bardzo trafnie, można się wczuć. Myślę, że ilustracje lub komiks na podstawie klasyka, czyli "Opowieści wigilijnej" Dickensa byś świetnie machnął.

    OdpowiedzUsuń
  2. Grazias.
    "Opowieść Wigilijną" można by, ale to już było tyle razy przez tylu ilustratorów i filmowców robione, że nie wiem, czy jest po co. Jeśli jesteśmy już przy literaturze bożonarodzeniowej, to czy znasz "Podróż Błękitnej Strzały"? To książka jakiegoś włoskiego pisarza (najpewniej komunisty, jak oni wszyscy wtedy), którą pamiętam z dzieciństwa, opowiadającą o zabawkach, które uciekły ze sklepu nieczułej kapitalistki Befany (we Włoszech nie ma Świętego Mikołaja, prezenty małym Italiańcom roznosi czarownica Befana), żeby przeprowadzić samowolną dystrybucję samych siebie wśród biednych dzieci, których rodziców nie stać na kupno prezentów. Taki trochę prekursor "Toy Story" z dodatkiem społecznego zacięcia neorealizmu. Nie bardzo już pamiętam jak to się tam wszystko w tej historii odbywało, ale obraz miniaturowej elektrycznej kolejki, wiozącej na jednym z wagonów trzymasztowy żaglowiec, przedzierającej się przez zaśnieżone ulice nocnego Rzymu (a może Mediolanu?) od razu mi staje przed oczyma jak pomyślę o tej książce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolejna swietna ilustracja, i faktycznie ma cos z tego klimatu:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie znam tej bajki, ale znalazłem info, że były przynajmniej dwa polskie wydania. Jedno z ilustracjami Stanisława Rozwadowskiego - nazwisko kojarzy mi się z westernami Wernica, drugie wyd. Nasza Księgarnia. Może złóż ofertę NK.
    Ja pamiętam różne scenki z radziecko / rosyjskich bajek. Było trochę tego w księgarniach i moja mama kupowała i mi czytała. Z zimowych klimatów to jeszcze, oczywiście "Królowa Śniegu".

    OdpowiedzUsuń
  5. Radziecko-rosyjskie bajki raczej nie traktowały o Bożym Narodzeniu, ze zrozumiałych względów, a co najwyżej o Nowym Roku, Diedie Marozie, jołkach i innych Śnieżynkach. A z literatury typowo gwiazdkowej - pamiętacie coś jeszcze? Mnie chodzi po głowie tylko przeczytana wieki temu bardzo ładna książka Michela Tourniera "Kacper, Melchior i Baltazar", ale to było już raczej dla dorosłych i takie, jakby to powiedzieć, mało ilustrowalne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście, że nie traktowały o Bożym Narodzeniu, ale nastrój, zima i ogólnie było OK.
    Przypomniałem sobie jeszcze "Lobo - Paramilitary Christmas Special", ale chyba nie o takie lektury Ci chodzi;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z bardziej oczywistych rzeczy (choć nie wiem czy to "typowo gwiazdkowe") przypomniał mi się "Dziadek do Orzechów". Też dość mocno wyeksploatowany na różne sposoby. Wygrzebałam z półki - mam wydanie z ilustracjami Bożeny Truchanowskiej (właściwie nie wiem, czy jakoś szczególnie mi się one podobają). Czytałam baaardzo dawno temu i mało co pamiętam z Hoffmanna, za to dość niedawno widziałam amerykańską (beznadziejną) i radziecką (bardzo ładną) ekranizację, obie animowane.

    OdpowiedzUsuń
  8. No jasne, jak mogłem zapomnieć o "Dziadku do Orzechów"!
    A polskiego nic nie mamy? Taki niby chrześcijański kraj, 95% katolików podobno, piękne ludowe tradycje związane z Bożym Narodzeniem, te wszystkie wigilie, szopki, jasełka i herody, i kompletnie żadnego odzwierciedlenia w rodzimej literaturze dziecięcej? Niewiarygodne.

    OdpowiedzUsuń