Niestety, życie szturmowca to nie tylko piwo, kręgle i strzelanie do rebelianckich szumowin. Standardy czystości na Gwieździe Śmierci są bardzo wysokie i każdy żołnierz Imperium powinien mieć za punkt honoru ich utrzymanie.
Z pamiętnika szturmowca Pierdolony pułkownik, niech sobie sukinsyn nie myśli, że puszczę mu to jakimś płazem, bo żadnego płaza nie będzie, tylko będzie ustawka na gołe pięści, ale nie teraz, za chwilę, może być czerwiec-lipiec, teraz jadę fugi centymetr po centymetrze i mi się brud wrzyna w ścierę, bo oni zawsze dają takie ściery, żeby nie było lekko, tylko żeby było pod włos, szorstko żeby było, sukinsyn skuma ten klimat, jak się obudzi o 7:30 zamiast do pracy - ze ścierą w gębie, i nie będzie już stał, jakby pozował Helmutowi Newtonowi do kolejnej szowinistycznej sesji bez twarzy, tylko będzie klęczał na kształt pokraka w dajmy na to kongenialnym przekładzie Krystyny Gałązki-Salamon z opuszczonymi gaciami i wtedy to ja będę miał ubaw z pozornym skupieniem na twarzy, ale to nie teraz, nie, nie żuczki, bo teraz woda wsącza się w pierdoloną fugę i już mi się roluje ściera, gąbka mi się kurczy, a tu jeszcze długie metry tego gówna. I za co to wszystko? Za jebane friko, bo taki prikaz - wymysł - idea! Ale to już jest końcówka, bo łzy mam i mi kapią na tę ścierę, bo córeczka-ucieczka dostaje nagranie z ojcem przy fudze via youtube. Trywialna budowlanka! Ojciec szoruje pierdolone fugi i się obraz ojca prostytuuje. Chce pomóc, córeczka, a jakże! Zrywa się na swoich patyczkowatych nóżkach, ale nie może, bo jedyne, co może, to wcisnąć pauzę na pilocie, ale to nie załatwia sprawy, bo córeczka-ucieczka wie, przerabialiśmy to wiele razy, że pauza to międzyczas, więc ogląda do końca i płacze, i płaczemy sobie dwa żuczki – ona przed telewizorem, ja nad tą ścierą nieszczęsną i jeszcze zerkam na gnoja z żabiej perspektywy, która zlewa mi się z jego postacią niezmienną i nagle ta perspektywa wciąga czarnucha centymetr po centymetrze i już jest fugą, i już czarnuch poddaje się szorstkości ścierki i żadne dźwięki temu nie towarzyszą, bo doszło do jakiejś mikroskali bezdźwięcznej, w której to ja jestem ścierą, a on fugą i trwa to kilka godzin, aż w końcu ostatkiem sił unoszę głowę i widzę go w tej samej pozycji. Nieugiętego. Przegrałem, zwyciężyłem. Zwyciężyłem, przegrałem. W tle „Das Wohltemperierte Klavier“.
No masz, nie załapałem :-) Ale zmyliłeś mnie tym dobrze nastrojonym fortepianem, bo gdybyś napisał "Die Kunst der Fuge" to co innego. Ten Wagner to pewnie stąd mi się wziął, że ostatnio odświeżyłem sobie "Czas Apokalipsy"...
Z pamiętnika szturmowca
OdpowiedzUsuńPierdolony pułkownik, niech sobie sukinsyn nie myśli, że puszczę mu to jakimś płazem, bo żadnego płaza nie będzie, tylko będzie ustawka na gołe pięści, ale nie teraz, za chwilę, może być czerwiec-lipiec, teraz jadę fugi centymetr po centymetrze i mi się brud wrzyna w ścierę, bo oni zawsze dają takie ściery, żeby nie było lekko, tylko żeby było pod włos, szorstko żeby było, sukinsyn skuma ten klimat, jak się obudzi o 7:30 zamiast do pracy - ze ścierą w gębie, i nie będzie już stał, jakby pozował Helmutowi Newtonowi do kolejnej szowinistycznej sesji bez twarzy, tylko będzie klęczał na kształt pokraka w dajmy na to kongenialnym przekładzie Krystyny Gałązki-Salamon z opuszczonymi gaciami i wtedy to ja będę miał ubaw z pozornym skupieniem na twarzy, ale to nie teraz, nie, nie żuczki, bo teraz woda wsącza się w pierdoloną fugę i już mi się roluje ściera, gąbka mi się kurczy, a tu jeszcze długie metry tego gówna. I za co to wszystko? Za jebane friko, bo taki prikaz - wymysł - idea! Ale to już jest końcówka, bo łzy mam i mi kapią na tę ścierę, bo córeczka-ucieczka dostaje nagranie z ojcem przy fudze via youtube. Trywialna budowlanka! Ojciec szoruje pierdolone fugi i się obraz ojca prostytuuje. Chce pomóc, córeczka, a jakże! Zrywa się na swoich patyczkowatych nóżkach, ale nie może, bo jedyne, co może, to wcisnąć pauzę na pilocie, ale to nie załatwia sprawy, bo córeczka-ucieczka wie, przerabialiśmy to wiele razy, że pauza to międzyczas, więc ogląda do końca i płacze, i płaczemy sobie dwa żuczki – ona przed telewizorem, ja nad tą ścierą nieszczęsną i jeszcze zerkam na gnoja z żabiej perspektywy, która zlewa mi się z jego postacią niezmienną i nagle ta perspektywa wciąga czarnucha centymetr po centymetrze i już jest fugą, i już czarnuch poddaje się szorstkości ścierki i żadne dźwięki temu nie towarzyszą, bo doszło do jakiejś mikroskali bezdźwięcznej, w której to ja jestem ścierą, a on fugą i trwa to kilka godzin, aż w końcu ostatkiem sił unoszę głowę i widzę go w tej samej pozycji. Nieugiętego. Przegrałem, zwyciężyłem. Zwyciężyłem, przegrałem. W tle „Das Wohltemperierte Klavier“.
Ładny strumień świadomości :-)
OdpowiedzUsuńAle w tle to powinien lecieć Wagner a nie Bach...
Czyściciele fug słuchają wyłącznie Bacha :)
OdpowiedzUsuńNo masz, nie załapałem :-)
OdpowiedzUsuńAle zmyliłeś mnie tym dobrze nastrojonym fortepianem, bo gdybyś napisał "Die Kunst der Fuge" to co innego.
Ten Wagner to pewnie stąd mi się wziął, że ostatnio odświeżyłem sobie "Czas Apokalipsy"...