piątek, 23 kwietnia 2010

Kle, kle, kle

Ja to się chyba nigdy nie nauczę.

Mimo wcześniejszych gniewnych deklaracji znowu dałem się wmanewrować w robienie ilustracji do jakiejś książeczki o walorach edukacyjnych, przeznaczonej tym razem dla trzylatków.
Mam przy pracy nad tym zleceniem pełen asortyment typowych w takiej sytuacji "przyjemności", tzn. rysowanie pod dyktando ("na ilustracji ma być gniazdo bocianów, w gnieździe mama z pisklętami, tata nadlatuje niosąc coś do jedzenia, widać kawałek dachu i jakiś krajobraz w tle," itd.), niekończące się korekty, bo panie redaktorki pospołu z przedszkolankami, na których przeprowadzane są badania fokusowe, ciągle uznają coś za przykre bądź straszne (tata pierwotnie niósł w dziobie żabę, ale za bardzo była chyba podobna do Kermita z Muppet Show, więc poproszono o zamienienie płaza na glizdę, pardon, dżdżownicę) i absurdalnie krótki termin na zrobienie tego wszystkiego. O pieniądzach dżentelmeni podobno publicznie nie rozprawiają. Sapienti sat.

No nic, nie takie rzeczy się wytrzymywało. Trzeba tylko zacisnąć zęby i nie rozmyślać za dużo, po kiego diaska wsiadało się na ten statek.

11 komentarzy:

  1. Doskonale rozumiem o czym piszesz domyślam się że to zlecenie z Polski :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A skąd by inąd?
    W następnym poście będzie o tym, jak to dzik był za dziki, a wilk miał za bardzo widoczne zęby. Będzie kupa śmiechu, mówię Ci ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. I tu Kolega dotknął, solidaryzuję się w cierpieniu...

    OdpowiedzUsuń
  4. Najgorsze jest że panie przedszkolanki redaktorki zapominają, że dzieci kochają dzikie dziki, wilki z zębami, zjadane żaby, smaczki i niespodzianki w ilustracjach. A także książki o kupach, robalach i innych rzeczach obrzydliwych dla dorosłych... - w końcu skądś się wzięła ich popularność.
    A tak poza tym... łączę się w bólu.

    OdpowiedzUsuń
  5. hehe znam to:D Co zabawne ilustracje teraz robione dla dzieci sa tak nieludzko wyprane z czegokolwiek co mogloby sie nie daj boze! zle kojazyc, ze rece opadaja. Nie wiadomo smiac sie czy plakac:) I te korekty hehehe...;)
    Powodzenia zycze i szybkiego skonczenia ilustracji:)

    OdpowiedzUsuń
  6. @ Ikar: No tak, dzieci kochają różne kontrowersyjne rzeczy, ale z drugiej strony dzieci niekoniecznie powinny dostawać tylko rzeczy, w których się lubują, bo inaczej odżywiałyby się wyłącznie colą, chipsami i nutellą i cały boży dzień tkwiłyby przed telewizorem z kreskówkami.
    A jeśli chodzi o wspomniane przez Ciebie a modne ostatnio bardzo książeczki o kupach, siurkach i cipkach, to muszę przyznać, że sam mam cokolwiek mieszane uczucia. Ale to może dlatego, że jestem trochę staroświecki i nie lubię epatowania fizjologią. To prawda, dzieci się nią żywo interesują, ale dzieci to przecież mali barbarzyńcy, bez jakiegokolwiek rozeznania w normach obowiązujących w tzw. cywilizowanym społeczeństwie, nie? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Panie redaktorki i przedszkolanki najwyraźniej nie miały nigdy w ręku okrutnych bajek braci Grimm i rzewnych, smutnych do bólu kawałków Andersena, ktore nawet dorosłego potrafią wpędzić w depresję.Współczuję, bo ograniczenie swobody twórczej bywa bolesne - osobiście sam żałuję tej żaby, tym bardziej, że jej nie pokazałeś. Na pocieszenie - w kręgach fotograficznych popularne jest powiedzenie: "Klient zawsze wybierze najgorsze zdjęcie".

    OdpowiedzUsuń
  8. Miały, miały, ale potem latami odchorowywały traumę ;-)
    Jak bardzo chcesz, to Ci wyślę mailem wersję z żabą, ale różnica jest nieduża. Zresztą podobno z tymi żabami jako podstawą diety bocianów to mit - okazuje się, że nawet ptaszyska za bardzo tego paskudztwa nie chcą jeść, chociaż Francuzom to niby nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
  9. No też za epatowaniem kupą nie przepadam. No to też staroświecka jestem.
    Potomstwa nie mam , bazuję w robocie na wspomnieniach siebie jako małolaty, lubiłam Grimmów, Andersena ...Może bardziej Andersena, bo on smętnie- słodki był , a Grimmowie dość bezwzględni, jezu, ten kawałek o koniu z odciętym łbem pamiętam do dziś - i jak mnie to siekło ,,o Falado, wisisz nad wrotami (łeb konia , który odpowiada : ,,o królewno, biegasz za gęsiami ! Gdyby to matka twoja widziała, serce by pękło jej z żałości" " a ja w ryk, all the time.
    Z kolei fucha jest fuchą, biorę co się zdarzy, nie stać mnie na wybrzydzanie. Zgryzam zęby i myślę - minie, bladź.

    OdpowiedzUsuń
  10. Odcięty koński łeb kojarzy mi się przede wszystkim z "Ojcem Chrzestnym". Grimmowie poza zestawem podstawowym jakoś mnie ominęli, ale ja w ogóle lektury miałem nietypowe: kiedy jeszcze tkwiłem w czasach analfabetyzmu wczesnodziecięcego moja Babcia, emerytowana polonistka, streszczała mi zamiast bajek "Trylogię" i uczyła na pamięć "Ballad i Romansów"; "W pustyni i w Puszczy" przerobiłem cztery lata wcześniej, niż to przewidział program nauczania, a w wieku dziesięciu lat przeczytałem wszystkie pięć tomów "Nędzników" z płonącymi uszami. Karola Maya czytałem namiętnie gdzieś do piątej czy nawet szóstej klasy podstawówki. I płakałem rzewnie, kiedy umarł Winnetou.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale bociany nie jedzą dżdżownic, to jak to jest z tymi przedszkolankami?

    OdpowiedzUsuń