Mimo sążnistego upału (37°C w cieniu) wybraliśmy się przedwczoraj w silnym polsko-brytyjskim składzie (Agnieszka, nasz sąsiad James, jego kolega Chris oraz Jurs Truli) na Ulus, a przede wszystkim do Muzeum Cywilizacji Anatolijskich. Była to nieoczekiwanie bardzo słuszna decyzja, ponieważ muzeum, oprócz całkiem ciekawych zbiorów sztuki hetyckiej, frygijskiej, greko-rzymskiej i jakichś bliżej nieokreślonych kultur neolitycznych, posiada klimatyzację. Po raz pierwszy od paru tygodni było mi przyjemnie chłodno, do tego stopnia, że aż chciało mi się wyciągnąć z torby szkicownik i podróżne akwarelki i naszkicować kilka dziwnych przedmiotów.
hello lovely one!
OdpowiedzUsuńi'm swooning over your fanciful pictures and am simply delighted by your blog!
thank-you for such splendid posts! x
Why, thank you very much :-)
OdpowiedzUsuń