środa, 30 września 2009
wtorek, 29 września 2009
Las Palmas
Rzeczą, którą najbardziej chyba lubię w Izmirze, są wszechobecne palmy.
Dla kogoś takiego jak ja, zrodzonego nad lodowatym, siwym Bałtykiem, te drzewa są idealnym symbolem dalekich podróży, słońca, ciepła, egzotycznych widoków, pięknych ludzi, nieróbstwa i joie de vivre. Może to i świadczy o moim tandetnym guście, ale tak już mam i koniec.
Dla kogoś takiego jak ja, zrodzonego nad lodowatym, siwym Bałtykiem, te drzewa są idealnym symbolem dalekich podróży, słońca, ciepła, egzotycznych widoków, pięknych ludzi, nieróbstwa i joie de vivre. Może to i świadczy o moim tandetnym guście, ale tak już mam i koniec.
Oprócz prawdziwych, w Izmirze można napotkać również palmy z metalu...
sobota, 26 września 2009
Łabas drutas kałakutas
Jak zwykle pod koniec miesiąca nadchodzi pora na kolejny obrazek dla Naszego Morza, ilustrujący kolejną opowieść zaczerpniętą z niezgłębionego skarbczyka pamięci starego i wytrawnego marynarza, maszynisty, awanturnika i literata - Andrzeja Perepeczki.
Tym razem opowiadanie pt. Rozumem, panowie, rozumem..., poświęcone jest barwnej postaci Pana Kaziuka, pochodzącego z Wilna okrętowego magazyniera, obdarzonego niedźwiedzią posturą i herkulesową siłą. Pan Kaziuk, oprócz tego, że potrafił w pojedynkę podnieść wał z bębnem linowym (część konstrukcji windy ładunkowej), któremu nie mogli poradzić dwaj inni marynarze, uczył młodych moriaków pić likiery ("to trzeba wolniutko, małymi łyczkami, braciszkowie mili, a nie jak Rusek samogon") i wymyślał pod nosem po litewsku oficerowi kulturalno-oświatowemu, czyli kaowcowi.
"Łabas drutas kałakutas", jak właśnie nazwał Pan Kaziuk kaowca, choć dla polskiego ucha brzmi raczej ryzykownie, jest sformułowaniem całkowicie niewinnym i znaczy tyle co "dobry tłusty indyk".
Opowiadanie jak opowiadanie, ale słowo kałakutas trochę mnie zastanawia; czy ma ono coś wspólnego ze staropolskim przymiotnikiem kałakucki, czyli "pochodzący z Kalkuty"? A jeśli tak, to dlaczego w wielu językach nazwa tego ptaka łączy go z Indiami (nawet po turecku indyk to hindi), skoro sprowadzono go z Ameryki? A żeby było jeszcze dziwniej, anglosasi, choć niby powinni być najlepiej poinformowani, z niewiadomych powodów nazywają go turkey.
Na zakończenie dodam, że francuska nazwa indyka budzi podobne skojarzenia co litewska, aczkolwiek, jak to u Żabojadów, brzmi raczej frywolnie, niż wulgarnie. W języku Moliera indyk to mianowicie dindon.
Tym razem opowiadanie pt. Rozumem, panowie, rozumem..., poświęcone jest barwnej postaci Pana Kaziuka, pochodzącego z Wilna okrętowego magazyniera, obdarzonego niedźwiedzią posturą i herkulesową siłą. Pan Kaziuk, oprócz tego, że potrafił w pojedynkę podnieść wał z bębnem linowym (część konstrukcji windy ładunkowej), któremu nie mogli poradzić dwaj inni marynarze, uczył młodych moriaków pić likiery ("to trzeba wolniutko, małymi łyczkami, braciszkowie mili, a nie jak Rusek samogon") i wymyślał pod nosem po litewsku oficerowi kulturalno-oświatowemu, czyli kaowcowi.
"Łabas drutas kałakutas", jak właśnie nazwał Pan Kaziuk kaowca, choć dla polskiego ucha brzmi raczej ryzykownie, jest sformułowaniem całkowicie niewinnym i znaczy tyle co "dobry tłusty indyk".
Opowiadanie jak opowiadanie, ale słowo kałakutas trochę mnie zastanawia; czy ma ono coś wspólnego ze staropolskim przymiotnikiem kałakucki, czyli "pochodzący z Kalkuty"? A jeśli tak, to dlaczego w wielu językach nazwa tego ptaka łączy go z Indiami (nawet po turecku indyk to hindi), skoro sprowadzono go z Ameryki? A żeby było jeszcze dziwniej, anglosasi, choć niby powinni być najlepiej poinformowani, z niewiadomych powodów nazywają go turkey.
Na zakończenie dodam, że francuska nazwa indyka budzi podobne skojarzenia co litewska, aczkolwiek, jak to u Żabojadów, brzmi raczej frywolnie, niż wulgarnie. W języku Moliera indyk to mianowicie dindon.
czwartek, 24 września 2009
środa, 23 września 2009
Znów wędrujemy ciepłym krajem
sobota, 19 września 2009
Komunikat
Szanowni Czytelnicy i Oglądacze,
Szczęśliwym zrządzeniem losu, którego szczegółami nie będę Was tym razem zanudzał, udało nam się jednak dostać bilety do Izmiru. Wracam w nocy z wtorku na środę, w środę też można spodziewać się następnego posta. No, chyba, że jednak wezmę z sobą laptopa, a w hotelu będzie sieć bezprzewodowa; wtedy być może pojawi się na blogu coś wcześniej.
Tymczasem wszystkim muzułmańskim czytelnikom, o ile jacyś są, życzę İyi bayramlar, zaś niemuzułmanom - udanego weekendu.
piątek, 18 września 2009
Subskrybuj:
Posty (Atom)