Gözleme, czyli rodzaj wielkich naleśników z pieczonego na rozgrzanej blasze ciasta nadziewanych rozmaitymi rozmaitościami (w tym wypadku fetopodobnym serem i szpinakiem) a do popicia ayran, czyli osolony jogurt rozbełtany z wodą.
Generalnie moim zdaniem kuchnia turecka jest nieco przereklamowana, zwłaszcza przez samych Turków (znam jednego, który twierdzi, że to czwarta kuchnia świata, zaraz po francuskiej, włoskiej i chińskiej, co nieodmiennie wzbudza mój szyderczy śmiech) ale zestaw na powyższym zdjęciu to naprawdę niebo w gębie.
Generalnie moim zdaniem kuchnia turecka jest nieco przereklamowana, zwłaszcza przez samych Turków (znam jednego, który twierdzi, że to czwarta kuchnia świata, zaraz po francuskiej, włoskiej i chińskiej, co nieodmiennie wzbudza mój szyderczy śmiech) ale zestaw na powyższym zdjęciu to naprawdę niebo w gębie.
Ostrożnie z tym szyderczym śmiechem, Syneczku! Czwarta to może nie (bo jest jeszcze kuchnia hinduska), ale piąte miejsce to już zdecydowanie oddałbym tureckiej, a właściwie bałkańskiej, czyli wszystkich krajów, które przez stulecia wchodziły w skład imperium otomańskiego: Grecja z Cyprem, Bułgaria, Rumunia, wszystkie kraje dawnej Jugosławii z wyjątkiem może Słowenii, a także Kaukaz, Liban, Palestyna i kraje arabskie oraz do pewnego stopnia nawet Węgry. Wpływ kuchni tureckiej na kuchnie regionalne można porównać jedynie z tym, jakie sztuka kulinarna Chin (i do pewnego stopnia Indii) miała na kuchnie wszystkich krajów Azji południowo-wschodniej. Być może w Ankarze/Bilkencie karmią akurat podle (zobaczymy), doener kebap też smakuje średnio, przynajmniej w Polsce i Niemczech (gdzie indziej nie próbowałem), ale np. kuchnia bułgarska była dla mnie swego czasu sensacyjnym odkryciem. Zatem chapeau bas przed kulinarią turecką, a może raczej przed wpływami imperium otomańskiego. Przepraszam, jeśli jestem politycznie niepoprawny... T.
OdpowiedzUsuńDaleka jestem od idealizowania Turków i ich kultury, ale uważam, ze kuchnie maja akurat doskonalą. Sekret tkwi zapewne w jej roznorodosci, bo praktycznie każdy region tego kraju ma swoje odrębne tradycje kulinarne i nie starczy chyba życia by wszystkiego skosztować. Choć gözleme akurat nie lubię! Pozdrawiam z Kızılay.
OdpowiedzUsuń@ elpe: Tata, przyjedziesz, popróbujesz, pogadamy. Może ja się nie znam po prostu. Wiem jedno: odkąd mieszkam w Turcji, dużo bardziej cenię sobie tradycyjne polskie smaki, te wszystkie żurki, barszcze, grzyby, prawidłowo ukiszone ogórki i kapusty, skwarki i wędliny (mmm, krakowska sucha...), twarogi z miodem, chleby razowe z otrębami i tak dalej, i tak dalej.
OdpowiedzUsuńNajpewniej dlatego, że tutaj są to wszystko rzeczy praktycznie nieosiągalne. Spróbuj na przykład w Ankarze dostać biały ser, który nie byłby niemiłosiernie zasolony. Mission Impossible.
@ Koralina: Mieszkasz na Kızılay? A co porabiasz w Ankarze?
Tu akurat pracuje, zaś mieszkam na Çankaya.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się Twoja rozprawa kulinarna w nowym wątku :-) Rozumiem Twoje racje i pod pewnymi względami się z Toba zgadzam (sama na przykład nie znoszę tureckich zup, bo wszystkie są własnie przyprawiane na jedno kopyto), ale i tak bardzo odpowiada mi turecka sztuka kulinarna, nigdy nie mam jej dosyć i zawsze znajduje w niej nowe, niezwykle smaki.
Nie jest to co prawda kuchnia zbyt przyjazna dla wegetarian, zwłaszcza na wschodzie kraju, co automatycznie wyklucza mnie z kręgu ekspertów w dziedzinie kulinarii tureckich, bo sama mięsa nie jadam. Ale i tak chylę czoła przed różnorodnością potraw warzywnych i słodyczy, która mnie całkowicie satysfakcjonuje. Ostatnie odkrycie - lokum z marchwi i pigwy znalezione w Beypazarı oraz suflet z pomarańczy w knajpie Göksü na Kızılay.
Pozdrowienia :-)
Mam nadzieję,że kiedyś będzie okazja, żeby spotkać się w realnym świecie i wymienić spostrzeżenia na tematy tureckie - kulinarne i pokrewne.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą - życie wegetarianki w Turcji musi być wyjątkowo ciężkie. A jak bardzo radykalny jest Twój wegetarianizm? Ryb też nie?
Gdzies slyszalam, ze Turcja to wrecz idealny kraj aby mieszkajac tu stac sie wegetarianinem, feministka, czy nawet aktywnym dzialaczem PETA... Sporo w tym racji. U mnie az tak radykalnie nie jest, bo po paru miesiacach siedzenia w porze lunchu nad talerzem salaty albo nad simitem skapitulowalam i czasem jadam ryby (bo ogolnie jem bardzo duzo i jak mawia moja mama lepiej mnie ubierac niz karmic).
OdpowiedzUsuńDla zainteresowanych tematem - na Kızılay (Karanfil sk.) jest taka niepozorna knajpa zwiazkow zawodowych Fabryki Cukru, ktora zwie sie Anadolu Mutfak i gdzie codziennie serwuja przyzwoite domowe jedzenie, w tym roznorodne dania bezmiesne.
A Wy gdzie sie stolujecie na Bilkencie? Macie pewnie jakas kantyne? Dobrze karmia? Bywam czasem w kampusie ODTÜ i jedzenie tam maja nienajgorsze, a przy tym tanie jak barszcz.
Pozdrowienia!
Z jedzeniem na Bilkencie jest w gruncie rzeczy dramat, mimo obfitości punktów gastronomicznych. Sęk w tym, że prawie we wszystkich serwuje się takie samo albo bardzo zbliżone stołówkowe żarcie, które wprawdzie i tak o kilka poziomów przewyższa stołówkową spyżę z moich studenckich czasów, ale i tak po trzech latach może serdecznie obrzydnąć. Tureccy żywieniowcy uważają zapewne, że posiłek odpowiedni dla umysłowo w końcu pracujących studentów i nauczycieli powinien opierać się na jak największej ilości węglowodanów i tłuszczów zwierzęcych (zazwyczaj jest to jakieś smażone albo opiekane mięcho ugarnirowane ryżem, frytkami, niejadalnym puree ziemniaczanym z proszku i pszenną bułeczką; zieleniny jest tam tyle, co kot napłakał, w dodatku dość nieatrakcyjnej).
OdpowiedzUsuńJedyne miejsce na kampusie, gdzie można zjeść tradycyjne tureckie żarcie to Sozeri Pide ve Kebap Salonu, wśród polskich bilkentczyków zwane powszechnie pidziarnią. Tam jest całkiem nieźle a tanio, byle nie chodzić za często, bo też obrzydnie. Większość potraw niestety mięsnych (i smakujących prawie tak samo), ale ze dwa wegetariańskie rodzaje pidy (z białym serem oraz z żółtym serem, pomidorem, papryką i pieczarkami) się znajdą. I zawsze się do tego dostaje dobrą Çoban Salatası, a na deser - herbatkę.