czwartek, 1 września 2011

Witaj, szkoło (podstawowa)!

Ogólnie rzecz biorąc, dorosłość, skonfrontowana z moimi dziecinnymi na jej temat wyobrażeniami, okazała się  cokolwiek rozczarowująca.
Jedna tylko rzecz jest chyba nawet lepsza niż się spodziewałem: to uczucie, które mnie ogarnia, kiedy otwieram rano oczy, kalendarz pokazuje pierwszy września, a ja wiem, po prostu wiem, że nie muszę i już nigdy nie będę musiał iść do szkoły, do tego domu udręki. Że już nigdy więcej nie będą terroryzować mnie zgorzkniałe baby z nadwagą, którym drewniana linijka w garści i dziennik klasowy pod pachą dają władzę absolutną, że już nigdy nie będę musiał przepisywać całego zeszytu do matematyki albo do polskiego, bo któraś z tych bab zakwestionowała jego estetykę, że już nigdy nie będę oddychał tym powietrzem przesyconym zapachem taniej pasty do podłóg, kurzu i kredy, ani przemierzał dzień po dniu, w tę i z powrotem, tych ponurych korytarzy z zielonkawą olejną lamperią.
Choćby tylko dla tego uczucia warto było się zestarzeć.

Ilustracja do, wspominanego już na tym blogu, podręcznika Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego dla uczniów szkół podstawowych.

6 komentarzy:

  1. Zgoda po trzykroć. Dziadostwo jakim była SP nr 99 im. Budowniczych Polski Ludowej na zawsze zostanie w mej pamięci. Niestety. Jedynym plusem sklerozy będzie właśnie zatarcie się tych śladów dawnej udręki...

    OdpowiedzUsuń
  2. też tak myślałam. Pierwszy wstrząs przeżyłam na pierwszej wywiadówce dziecka siadając w maleńkiej ławeczce. Zrobiłam mentalne salto mortale i teraz znowu chodzę do szkoły... Nic się nie zmieniło. Uczeń jest złem wcielonym a nauczyciel nieustarszonym pogromcą (także rodzicó). Nie wiem w ajkim pokoleniu się to zmieni, ale już nei w moim :(

    Jedyną osłodą mogą być chociaż fajnie ilustrowane podręczniki :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... Jeśli sobie przypomnisz Krzysztofa Horodeckiego, to przyznasz zapewne, że nie zawsze było to tak źle. Punk widzenia zależy zresztą od punktu siedzenia - ja nie tylko chodziłem do szkoły jako uczeń, ale przez dwa lata także jako nauczyciel i ponieważ przez 11 lat (z małą przerwą na Liceum Św. Augustyna (!) w Warszawie) nudziłem się w szkole okropnie, więc obiecałem sobie, że na moich lekcjach uczniowie nudzić się nie będą, co się chyba w jakimś tam stopniu udało. Bawiliśmy się na ogół całkiem nieźle. Co nie zmienia faktu, że generalny obraz szkoły jest nadal dość ponury i że straszą w niej sfrustrowane baby z nadwagą (ja podówczas nie byłem ani babą, ani sfrustrowaną, a i nadwagi jeszcze nie miałem; chyba także nie egzekwowałem władzy ponad miarę) - ale szczęśliwie bywają wyjątki :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Trauma ilustratora być może tłumaczy dlaczego wszystkie postacie mają oczy z wytrzeszczem jakby je zrobiono w fabryce guzików :)
    -Gucio

    OdpowiedzUsuń
  5. @Ikar: A, takie sensacje to jeszcze przede mną. Mamy czas.

    @Tatulek: Krzysztof to już czasy liceum, całkiem inna historia. Poza tym mnie nie uczył, więc trudno mi go oceniać jako pedagoga. Niemniej, jako dyrektor był w porządku.
    Liceum wspominam nie najgorzej, ale podstawówka to była trauma.

    @Gucio: Nie tłumaczy.

    OdpowiedzUsuń
  6. W podstawówce uczy na ogół owoc selekcji negatywnej a uczony jest przekrój narodu; w liceach jest jednak nieco lepiej. Tym niemniej w tej chwili pracy w JAKIEJKOLWIEK szkole domaturalnej już bym się nie podjął.Inne czasy, inna młodzież.

    OdpowiedzUsuń