poniedziałek, 27 lipca 2009

Śruba

Tytuł posta w zestawieniu z obrazkiem może budzić pewną konfuzję, ale jest to po prostu tytuł kolejnego odcinka memuarów dzielnego matrosa Perepeczki, do którego powyższa akwarelka stanowi ilustrację.
Tym razem osią akcji była usterka śruby okrętu, na którym młodziutki wówczas narrator zdobywał swe marynarskie szlify. Aby rzeczoną śrubę naprawić, należało wydobyć ją nad powierzchnię wody, a aby tak się stało, należało wpierw odpowiednio przechylić statek, zwiększając zanurzenie części dziobowej (co nieuchronnie prowadzi do wynurzenia części rufowej, gdzie znajdowała się właśnie owa śruba, nieprawdaż).

Obowiązkiem dokonania stosownych obliczeń (nie można przecież tak sobie na oko przepompowywać zawartości zbiorników, opróżniać ładowni, zatapiać komór łańcuchowych i forpeaków, czymkolwiek by te ostanie nie były) obarczony został starszy oficer, czyli według marynarskiej terminologii chief mate. Chief mate, jako moriak stary i wytrawny, aczkolwiek żywiący wrodzoną niechęć do teorii, scedował ten uciążliwy obowiązek na świeżo upieczonego absolwenta Akademii Morskiej w osobie, rzecz jasna, A. Perepeczki. Sam zaś... ale tu oddajmy głos autorowi:

- Masz tu i licz a ja skoczę po pomoce naukowe – ucieszył się chief nie dając mi dojść do głosu i wybiegł z kabiny zostawiając mnie samotnego, oszołomionego i całkowicie zdezorientowanego.

Wrócił zresztą po paru zaledwie minutach.

- No, teraz to ZROBIMY wszystko raz, dwa – wtaskał do kabiny karton piwa, zwalił się na kanapkę, zsunął na tył głowy mocno już sfatygowaną czapkę z emblematem jakiejś angielskiej kompanii, z którą się nigdy nie rozstawał i nawet podejrzewałem, że w niej sypiał, otworzył pierwszą butelkę, wychylił ją duszkiem po czym łaskawszym gestem podał mi drugą.

Najwięcej kłopotu sprawiła mi ta czapka z emblematem "jakiejś angielskiej kompanii". - kompletnie nie miałem (i zresztą nadal nie mam) pojęcia, jak też ona mogła wyglądać. Koniec końców narysowałem czapkę używaną w brytyjskiej Navy podczas II wojny światowej, i w dodatku, w sposób skrajnie idiotyczny, ozdobiłem ją nazwą Kompanii Wschodnioindyjskiej, za nic sobie mając całkowity brak sensu i wierności historycznej takiego zabiegu. Wyobrażam sobie, jak pienić się muszą niektórzy purystyczni czytelnicy magazynu "Nasze Morze", widząc tak monstrualne błędy rzeczowe w moich ilustracjach...
Ja bym się spienił na pewno, gdybym się na marynistyce choć trochę znał.

13 komentarzy:

  1. Znalazłem inną niż czapka nieścisłość. Zastanowił mnie widok morza za bulajem. Wydaje mi się, że linia wody powinna być pozioma, bo to przecież statek się przechyla a nie morze. Chyba, że to... Tsunami. Tak czy siak ilustracja śliczna jak zawsze.

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja bym tu jeszcze dorzucił, że skoro się wszystko przechyla za oknem, to chyba sofa też powinna?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko, co widać na statku powinno pochylać się pod wybranym kątem a horyzont poziomo.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jako purysta zapytałbym z czego zrobiona jest ściana, że tak pęka wokół bulaja?

    Wraz z przechyłem statku i wypitym piwem, powinne przechylać się paski na koszulce i czapka na głowie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co powinno być ukośnie, a co poziomo zależy przecież li i wyłącznie od punktu odniesienia.
    Jeżeli za punkt odniesienia przyjmiemy kabinę, to przechyla się horyzont, a jeśli odwrotnie to odwrotnie :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Przyznaję, że pasażerem jednostki pływającej byłem zaledwie dwa razy i w dodatku nie miałem okazji zerkać przez bulaj, nie byłem też orłem z przedmiotów ścisłych. Jako, że zacząłem wątpić w to, co widzę, choć rumu jeszcze dzisiaj nie piłem wykonałem dwa debilne eksperymenty.

    1 - Dwie kartki papieru. Pierwsza (A - horyzont) z narysowaną linią poziomą. Druga (B - statek) z okrągłym otworem udającym bulaj. Kartkę z otworem (B) nakładamy na tę drugą (A) tak, aby linia udawała horyzont. Przekręcamy kartkę (B) o dowolny kąt i horyzont (na kartce A) pozostaje w poziomie. To eksperyment wspierający moją tezę.

    2 – Obiektyw aparatu fotograficznego (w telefonie) ustawiony na linię poziomą (np. krawędź monitora). Pochylam go w prawo i linia horyzontu unosi się w górę (prawy narożnik monitora). Tak wygląda horyzont na Twojej ilustracji przy założeniu, że rufa jest po lewej stronie.

    Jakie wnioski? Przyjmuję za jedyny punkt odniesienia żartobliwą konwencję Twojej ilustracji i już więcej się nad tym nie będę zastanawiał. Dzionek mi zleciał na dumaniu nad tym ważkim problemem i teraz z całą pewnością się czegoś mocnego napiję:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Ekhem, ekhem.. Fracht by to trafił! Do stu tysięcy kandyzowanych meduz! - Bulaj się mości narratorze!"

    OdpowiedzUsuń
  8. AKWARELKA !!!!!!!! so beauty, moja pazerność na akwarelki Waszmości nasycona w 100%.
    Zaraz, czego się czepiają ? Że za bulajem woda krzywo ? No i dobrze, byłoby nudno, gdyby prosta była, wszak mowa jest o trunkach. I pasuje.
    Cudna pracka. Pozdrowienia, miłych Wakacji i tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ps, czapa - East India Company - obśmiałam się jak norka (tak się mówi , a widział kto obśmianą norkę?) Tak czy siak, me małe serce roście na widok akwarelki, do której mam dziki sentyment , zachłanny i obojętny wobec Praw Rynku. Zapracowałam nawet na mały ochrzan . Ale , przysięgam, w dobrej wierze.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, Tamaryszku, ja się tak zżymam na akwarelki, bo maluję je od lat i to się trochę nudne zaczyna robić. A w kompie co pewien czas jakiś nowy patent mi się zdarza rozkminić, więc jest ciekawiej. Poza tym zawsze można sobie zrobić skok w bok na net i wszyscy w domu myślą, że nadal pilnie pracujesz...

    Ale rozumiem, rozumiem. I dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietna ilustracja:D Ja w tematyce marynistycznej jestem totalnie zielona dlatego moge stwierdzic ze jako szur ladowy, nic mnie tu nie razi a wrecz przeciwnie;) Wogole piekne akwarelki,kolory, sposob kladzenia swiatel i cieni, lamanie plaszczyzn, i ten chlapaniowy szum:)

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Serdecznie dziękuję. Ten chlapaniowy szum to trochę z lenistwa - zamiast męczyć się z masą szczegółów w tle, chlapie się i po krzyku :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. to fakt ze takie myki sa szybszym wyjsciem, co wcale nie znaczy ze gorszym ja nawet bym stawiala na to ze przez swoja przypadkowosc, daja wlasnie to "cos" w calej pracy:)

    OdpowiedzUsuń