niedziela, 12 kwietnia 2009

Tureckie jaja po polsku

Nie jest łatwo zorganizować typowo polskie śniadanie wielkanocne, kiedy się mieszka w Turcji.
Ani marzyć o kupnie szynki czy białej kiełbasy; w ogóle przyjeżdzającym do tego pięknego kraju na dłużej należy mówić "Kiss your pork goodbye", bo o wieprzowinie tu, owszem, słyszano, ale to by było na tyle.
Baby drożdżowe, jeśli ktoś nie umie ich sam upiec, można sobie tylko ciepło powspominać, bo w sklepach się nie uświadczy. Serników też, co mnie akurat specjalnie nie zmartwiło, bo mogę bez nich żyć. Jednak słodkiej bułki żal - dostępna jest wprawdzie taka niby-chałka, którą nazywają tu, uwaga, paskalye, ale to nie to samo.
Aczkolwiek postaraliśmy się, żeby tradycji o tyle, o ile było to możliwe stało się zadość; np. pomalowaliśmy pisanki:


...zrobiliśmy mazurka orzechowego (palce lizać)...

...oprócz tego Żona upiekła znakomity pasztet, drobiowy wprawdzie, ale życzę każdemu takiego drobiowego pasztetu, były też jajka z groszkiem w majonezie, chrzan i rzeżucha, więc może bez sarmackiego rozmachu, ale było godnie i kolorowo.
Nasz angielski sąsiad, którego zaprosiliśmy na śniadanie nie zgłaszał w każdym razie zastrzeżeń.

A już za godzinę - na późny obiad zraziki. Nie wiem, czy podołam...

1 komentarz:

  1. ...niezłe jaja tam na górze...eleganckie i takie twarzowe...
    ...pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń